Magdalena Tascher: Chcę pokazać, że małym związkiem też można zarządzać nowocześnie
29.06.2025 11:05

    - Podchodzę do tego wyzwania z ekscytacją i z pokorą. Poniekąd jednak przygotowywałam się do tej roli od dawna i dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dysponuję odpowiednim zestawem kompetencji. Przez lata realizowałam się w różnych rolach. To dało mi pełne spojrzenie na wyzwania, z którymi mierzy się związek. A te wyglądają zupełnie inaczej z fotelu członka zarządu, który nie miał okazji przebywać pośród ludzi. Dlatego wkraczam z konkretnym planem, jasnymi zamierzeniami i świadomością problemów związku i świata łyżwiarstwa figurowego - mówi Magdalena Tascher, nowa prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Figurowego w rozmowie o swoim doświadczeniu, największych wyzwaniach stojących przed organizacją i celach, jakie przed sobą postawiła. 

    Kiedy w twoim życiu pojawiły się łyżwy?

    MT: Pierwsze wspomnienie jest bardzo silne. Mam niecałe cztery lata, siedzę u taty na butach łyżwiarskich, a on jeździ ze mną po małej tafli Torwaru - obiektu, który już nie istnieje. Ta chwila dosłownie wryła mi się w pamięć i nawet dziś, gdy zamknę na chwilę oczy, jestem w stanie poczuć wiatr we włosach, ekscytację i czyste, dziecięce szczęście. Tata prowadził już wtedy klub, którym razem zajmujemy się zresztą do dzisiaj. Wówczas zajęcia odbywały się w nim cztery razy w tygodniu, a ja byłam dowożona na nie przez dziadka lub babcię. Nigdy nie związałam się jednak z łyżwami wyczynowo. Tata uważa, że była to moja decyzja, ja twierdzę, że decyzja taty! (śmiech) Jako nastolatka zwróciłam się w stronę tańca wyczynowego, który towarzyszył mi później przez wiele lat i nauczył systematyczności, ale o łyżwach nigdy nie zapomniałam. W pewnym momencie zostałam asystentem instruktora, później instruktorką, a po studiach stwierdziłam, że rozpocznę pracę w klubę. I tak to się zaczęło…

    Pamiętasz impuls, który sprawił, że życie chcesz związać właśnie z łyżwiarstwem figurowym?

    MT: Bardzo dobrze pamiętam moment, w którym znalazłam się na życiowym rozdrożu. Gdy kończyłam studia i staż w berlińskiej telewizji, wiedziałam, że niedługo przyjdzie czas na obronę pracy magisterskiej w Polsce. Dostałam wtedy propozycję, by pozostać w Niemczech i rozwijać się dalej jako dziennikarka,  skupiając się na sprawach społecznych czy migracyjnych. Czekając na pociąg do Polski i rozmawiając z moim ówczesnym mentorem, życie przeleciało mi przed oczami. Zobaczyłam wielki znak zapytania i wtedy zadałam sobie pytanie, co chciałabym robić naprawdę. Jako dwudziestoczterolatka poczułam, że najbardziej ciągnie mnie do łyżwiarstwa. 

    Kto by pomyślał, że po latach droga ta zaprowadzi cię na miejsce prezesa Polskiego Związku Łyżwiarstwa Figurowego. W swojej karierze miałaś okazję pracować jako instruktor, spiker, dziennikarz, komentator, działacz klubowy i związkowy. Teraz poniekąd wychodzisz na czoło polskiej społeczności. Jak czujesz się w nowej roli?

    MT: Podchodzę do tego wyzwania z ekscytacją i z pokorą. Poniekąd jednak przygotowywałam się do tej roli od dawna i dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dysponuję odpowiednim zestawem kompetencji. Z uwagi na to, że wychowałam się w środowisku sportowym, łyżwiarstwo figurowe jest moim domem. Nawet jeśli momentami na chwilę się z tego domu urwałam, tęsknota za każdym razem mi o nim przypominała. Tak, jak wspomniałeś - przez lata realizowałam się w różnych rolach. Dzięki temu mam perspektywę instruktorki, sędziowskiej panelistki, komentatorki i spikerki czy osoby zarządzającej klubem z oddziałami w czterech miastach. Nie bez znaczenia jest także rola mamy młodych łyżwiarek, które z uwagą obserwuje podczas ich codziennego rozwoju. To dało mi pełne spojrzenie na wyzwania, z którymi mierzy się związek. A te wyglądają zupełnie inaczej z fotelu członka zarządu, który nie miał okazji przebywać pośród ludzi. Dlatego wkraczam z konkretnym planem, jasnymi zamierzeniami i świadomością problemów związku i świata łyżwiarstwa figurowego.

    Wielotorowość twojej kariery jest bardzo istotną sprawą. Związek powinien dbać o rozwój dyscypliny samej w sobie, ale również interesy różnych grup, co w samym swoim założeniu nie jest łatwe.

    MT: Lubię rozmawiać z ludźmi i przysłuchiwać się temu, co w trawie piszczy. Obracając się w środowisku dziennikarskim, przez lata miałam możliwość podglądać kolegów z Eurosportu czy Polsatu, co dało mi zupełnie inne spojrzenie na dyscyplinę. Jako komentator nauczyłam się dużego szacunku do sportowców. Z zawodnikami wielokrotnie jeździłam zresztą na zawody jako kierownik ekipy, więc doskonale znam wyzwania związane z tworzeniem warunków sprzyjających osiąganiu sukcesów.

    Przez lata narastało we mnie przekonanie, że jeśli z zebranej wiedzy nie zrobię jakiegoś pożytku, to tak naprawdę nie uda mi się zmienić otoczenia. Otoczenia, które - powiedzmy to sobie szczerze - nie jest idealne. I nie mówię tylko o środowisku łyżwiarskim, ale w ogóle świecie polskiego sportu. Cała konstrukcja i to, jak silnie polskie związki są zależne od Ministerstwa Sportu, jest ogromnym wyzwaniem. 

    Po zgromadzeniu walnym stwierdziłaś, że jedną z twoich wiodących misji jest stworzenie ze związku organizacji nowoczesnej. Czym jest wspomniana nowoczesność w kontekście PZŁF?

    MT: Od lat - przy różnych okazjach i niekoniecznie w PZŁF - słyszę frazesy pokroju: "zawsze tak było"; "po co to zmieniać, skoro działa", "tego trzymamy się od lat". I wiesz co? Mam na takie zwroty alergię. Nowoczesna organizacja jest dla mnie związkiem, który odpowiada na potrzeby wszystkich grup interesów: zawodników, trenerów, sędziów, ale też fanów, partnerów, sponsorów czy ministerstwa. Nowoczesna organizacja to organizacja sprawcza. Nie jest to jednak łatwe w mniejszych podmiotach - głównie przez niewystarczające środki, które nierzadko blokują zatrudnianie specjalistów. W związkach często nadrabiamy pasją, a pasjonaci mogą się mylić. Moim celem jest stworzenie bezpiecznych i sprawnych procedur przeciwdziałających zatorom od strony biura. Wewnętrzna komunikacja powinna funkcjonować na bardzo wysokim poziomie i każdy musi mieć świadomość tego, za co odpowiada. W pierwszej kolejności chcę zidentyfikować obszary do poprawy, więc już prowadzę audyt, a docelowo chciałabym zatrudnić do tego firmę, która przeanalizuje dziesięć lat pracy związku. Zmapujemy przestrzenie, które wymagają największej uwagi, a za tym pójdzie nowa strategia - również marketingowa. W idealnym scenariuszu - związek powinien sprawnie działać bez prezesa czy zarządu. Tak, by za cztery czy osiem lat - kiedy potencjalnie odejdę z organizacji - jej członkowie mogli kontynuować misję rozwoju bez zawahania.

    Jeśli mówimy o nowoczesności, bez wątpienia ogromnym wyzwaniem będzie dla was próba dotarcia do młodego pokolenia widzów, fanów i zawodników. Łyżwiarstwo figurowe jest dyscypliną niszową, a przecież w dobie tiktokizacji wiele sportów dużo bardziej popularnych ma problem z przykuciem uwagi nowej generacji odbiorców.

    MT: To po części pokrywa się również z badaniami, które przeprowadziła Międzynarodowa Unia Łyżwiarska. Ich audyt potwierdził, że młodych widzów - i to nie tylko w kontekście łyżwiarstwa - nie znajdziemy przed telewizorami skupiającymi wokół siebie starzejące się pokolenie. Świat mediów społecznościowych i preferencje coraz młodszych odbiorców dynamicznie się zmieniają, a my musimy nad tym nadążać. Z drugiej strony - badania, jakie przeprowadziliśmy razem z PGE Energia Ciepła wykazało, że łyżwiarstwo jest jedną z ulubionych dyscyplin zimowych widzów i najchętniej uprawianym sportem zimowym. Czuję, że drzemie w tym ogromny potencjał. Wierzę, że dobre skojarzenia można przekuć w zapełnione lodowiska, pełne trybuny i zainteresowanie sportem wyczynowym. 

    Nowych fanów dyscypliny przed telewizorami nie znajdziemy - to pewne. Poszukać trzeba ich na YouTube, Twitchu czy w innych mediach społecznościowych. Czy w związku z tym macie w planach odmłodzenie komunikacji PZŁF?

    MT: To już się dzieje. W zarządzie - ale i na niższych szczeblach organizacji - pojawiło się w ostatnim czasie więcej młodych ludzi. Zależy nam na tym, by związek mówił też ich głosem. Nie bez powodu w przeszłości - gdy tylko zauważałam młodego pasjonata z niemałym entuzjazmem - wciągałam go do działania: czy to w ramach komentarza telewizyjnego, czy też organizacji imprez. Mam świadomość tego, że retencja pokoleniowa musi następować, a wraz z nią rosnąć wewnętrzne zrozumienie młodego odbiorcy. W naszym biurze już to widać. Młodzi pracownicy wprowadzili ogromną dawkę świeżości - wiele rzeczy robią szybciej i sprawniej. Połączenie doświadczenia i młodzieńczej werwy jest rewelacyjną kombinacją. 

    Moją wewnętrzną misją jest to, żeby w dzisiejszych czasach - gdy jesteśmy przebodźcowani, narażeni na popadanie w depresję i walkę z chorobami cywilizacyjnymi, z którymi wcześniej nie mieliśmy do czynienia - wyjść do ludzi. Marzę o tym, by pokazywać, że za pomocą sportu i aktywności fizycznej można pokonać wiele problemów. Wiąże się to poniekąd z koniecznością przebicia bańki i zerwaniem łatki "wyjątkowej i elitarnej dyscypliny". Jeśli nie pokażemy ludziom, że to, co robimy, jest interesujące i najzwyczajniej w świecie fajne, nie sprowadzimy nowych ludzi na treningi czy otwarte ślizgawki. Będzie to jednak bardzo trudne bez infrastruktury. Dlatego budowa obiektów jest jednym z głównych punktów mojej kampanii. Specjalnie powołana grupa specjalistów będzie w strategicznych dla nas miastach lobbować za budową kolejnych obiektów łyżwiarskich. 

    Pasją zaraża się najskuteczniej. Ale trudno zapełnić lodowiska, które nie istnieją.

    MT: Mierzymy się z rozmaitymi problemami związanymi z brakiem obiektów. Po pierwsze - w powszechnej świadomości urzędniczej lodowisko jest obiektem drogim, problematycznym i niepraktycznym. Bardzo często spotykamy się więc z drogą na skróty i tworzeniem ślizgawek sezonowych. Trzysta metrów, może czterysta, no - w porywach osiemset. Najlepiej bez namiotu i dachu. Efekt jest taki, że przepalamy ogromne pieniądze na uruchomienie obiektów funkcjonujących przez zaledwie kwartał. Lodowiska te generują spore koszty, jednocześnie nie będąc w pełni wykorzystywane. Śnieg czy deszcz je właściwie paraliżują. Oczywiście, miejsce dla takich obiektów - szczególnie w reprezentacyjnych częściach miasta - powinno być zarezerwowane. Zasadniczo jednak musimy walczyć o duże, pełnowymiarowe obiekty. To one zaspokajają potrzeby zarówno sportu wyczynowego, amatorskiego, jak i rekreacyjnego. Współgrają z potrzebami klubów, szkół czy wydarzeń komercyjnych. Dobrze zarządzany obiekt tego typu może świetnie radzić sobie przez cały rok, czego przykład mamy w Bydgoszczy. Moim celem jest to, by ta wiedza dotarła do samorządowców i została przekuta w budowę nowych, sensownych lodowisk. Marzę o tym, by kształcić zawodników w kraju. Dziś bardzo często - aby wznieść się powyżej pewnego poziomu - należy wyjechać za granicę. Przynajmniej jeden czy dwa ośrodki pozwalające trenować przez cały rok byłyby ogromnym sukcesem.

    Podsumowując - specjalnie powołana grupa ludzi, lobbing w strategicznych miejscach, rozmowy z samorządowcami, prawdopodobnie też poszerzanie kontaktów z mediami i próba przekazywania komunikatów lokalnym społecznościom. To plan mający rozwiązać jeden z palących problemów polskiego łyżwiarstwa?

    MT: Dokładnie. Chcemy dzielić się dobrymi praktykami i historiami, które inspirują. Wspomniałam o Bydgoszczy, ale uwagę zwrócić trzeba też na Katowice będące prawdziwym miastem sportu świetnie współpracującym z lokalnymi klubami. Toruń może nie ma najbardziej nowoczesnych obiektów lodowych w Polsce, ale władze miasta bardzo wspierają sporty różnej maści. Niedawno powstał wspaniały obiekt w Zgierzu, który pogodził interesy środowisk hokejowego, łyżwiarskiego, a także mieszkańców niezwiązanych z żadną dyscypliną. Będziemy starać się, by tę listę wzbogacać kolejnymi miastami. W pierwszej kolejności nasz głos musi zostać jednak usłyszany. Od kilku lat idziemy ramię w ramię z Polskim Związkiem Łyżwiarstwa Szybkiego w kwestii walki o obiekty, wspieramy się. Oni są większym związkiem, ale podobnie jak my borykają się z brakiem infrastruktury. Zrozumienie tego, że mamy wspólne cele i nie możemy tracić czasu na wzajemne podkopywanie się, było kluczowe w poprzednich latach. Chciałabym bardzo serdecznie podziękować Rafałowi Tataruchowi, prezesowi naszego siostrzanego związku, za niezwykle otwarty umysł, profesjonalizm i wsparcie. Co już owocuje.

    Jak ważne jest to, by w procesie zmian, o które będziecie walczyć, wybrzmiał też głos zawodników, trenerów i ludzi reprezentujących nas na najwyższym szczeblu sportowym? 

    MT: W związkach sportowych bardzo często zapomina się o tym, jak istotny głos mają… sportowcy. Świadomi i dobrze zaopiekowani zawodnicy są wspaniałym przykładem dla dzieci i młodzieży, a także inspirują ludzi swoim talentem i ciężką pracą. Nic o nas bez nas, a właściwie - nic o nich bez nich. Powołałam już przewodniczącego Rady Zawodników i jestem ogromnie szczęśliwa, że tą osobą został Jakub Lofek - łyżwiarz wykształcony w Polsce w bardzo trudnych warunkach treningowych, a co za tym idzie - świadomy i zdeterminowany. Kuba rok temu zajął jedenaste miejsce na Mistrzostwach Świata Juniorów, co jest najlepszym wynikiem Polski od ponad czterdziestu lat. Wierzę, że będzie wspaniałym przykładem dla młodszych kolegów i koleżanek. Jestem pewna, że zbierze wokół siebie grupę osób, która stanie się głosem środowiska. Bardzo chciałabym ten głos usłyszeć i nadać mu sprawczość. Nie możemy zapominać, po co i dla kogo działamy. Chciałabym zwrócić też uwagę na to, że - choć nasza dyscyplina jest dość sfeminizowana - jestem pierwszą kobietą prezes, a w zarządzie zasiadły aż dwie wiceprezes. Powalczę o to, by mocniej wybrzmiał również głos zawodniczek, a ich kariery trwały dłużej.

    To odpowiedź na potrzeby zawodników, którzy domagali się większego wpływu na działania związku, czy próba zachęcenia ich do aktywniejszego działania?

    MT: Z zawodnikami rozmawiam od dawna ze względu na to, jakie role pełniłam w przeszłości. Mam doświadczenie w pracy zarówno z juniorami, jak i seniorami. Często rozmawiałam o ich potrzebach, ale i wyzwaniach. Szybko zwróciłam uwagę, że wokół sportowców powstało szerokie pole do zaopiekowania. Łyżwiarstwo jest dyscypliną młodych ludzi, którym dużo trudniej przebić się ze swoimi potrzebami. Nasze środowisko nie jest jeszcze na to przygotowane, więc musimy stworzyć odpowiednie platformy komunikacji dla zawodników czy trenerów. Rada Zawodników jest jednym z tych narzędzi. Starałam się ją powołać jeszcze przed tym, jak zostałam prezesem, ale w środowisku mi to odradzano. Cieszę się, że w końcu udało mi się dopiąć swego. Nie oznacza to, że będziemy spełniać wszystkie żądania zawodników, ale na pewno ułatwi nam to dialog i budowę wspólnoty. 

    Dobrze zdiagnozowałaś, że to właśnie zawodnicy mogą być bohaterami młodych ludzi, ściągając ich na lodowiska. Praca u podstaw przy najmłodszych jest dla dyscyplin takich jak łyżwiarstwo kluczowa. Program "Chodź na Łyżwy" na pewno pomaga. Czy macie w planach rozszerzenie tego typu działań?

    MT: W gronie zarządu regularnie rozmawiamy o tym, jak skuteczniej docierać do ludzi - również młodych. Zauważamy, że nierzadko blokują nas sprawy bardzo prozaiczne. Wystarczy wspomnieć, że w większości polskich miast dofinansowania dla klubów czy organizacji takich jak nasza kończą się wraz z grudniem i są wznawiane w marcu. Jako dyscyplina zimowa w styczniu i w lutym, gdy wyjście do ludzi jest najważniejsze, a aktywizacja dzieciaków i młodzieży najbardziej naturalna, mamy więc bardzo ograniczone możliwości. Frustruje mnie to od dawna, o czym informowałam wiele samorządów. Istotne jest więc to, by po pierwsze - próbować zmienić system, a po drugie - pozyskać nowych partnerów i sponsorów, uniezależniając się od finansowania państwowego. Aktualnie zdecydowana większość naszego finansowania pochodzi ze środków ministerialnych. Przez ostatnie siedem lat znacząco zwiększyliśmy poziom dotacji, pozyskaliśmy ważnego sponsora, teraz musimy wzmocnić pozostałe filary, na którym stoi nasz budżet.

    Sporo powiedzieliśmy o tym, co trzeba zmienić i w którą stronę popchnąć organizację. Czy jest jednak coś, co w działaniach poprzedniego prezesa, szczególnie zapadło ci w pamięć i chcesz to kontynuować?

    MT: Na samym początku wybrzmieć musi to, że jestem ogromnie wdzięczna wszystkim ludziom, którzy w poprzednich latach działali na rzecz rozwoju naszej ukochanej dyscypliny. Większość z nich robiła to prospołecznie i z czystej pasji. Należy się im za to ogromny szacunek i podziękowania. Bez nich nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem. Za nami niełatwa, ale i owocna droga - z turbulencjami mającymi źródła w walce politycznej. Pracę u podstaw trzeba było rozpocząć od nowa. Uważam więc , że poprzednie władze wykonały kawał solidnej roboty, powołując program "Chodź na Łyżwy" i aktywnie działając na rzecz popularyzacji dyscypliny. Trudno też przejść obojętnie obok unifikacji regulaminów i ustrukturyzowania procesów kwalifikacyjnych na najważniejsze imprezy. Aktywnie działano na rzecz budowy obiektów. Teraz czas pójść krok dalej, bo o te sprawy trzeba ciągle zabiegać i szukać okazji do rozmów i pokazywania gotowych rozwiązań. Zadbano o stałą współpracę z trenerami zagranicznymi, co przyniosło efekty wynikowe, a także zaczęto reaktywować zgrupowania, szkolenia i kurso-konferencje. 

    Wielu ludzi zapomina o tym, jak ważni w tej układance są właśnie trenerzy.

    MT: Może to zabrzmieć brutalnie, ale zawodnik dziś jest, a jutro może go nie być. Dlatego tworząc jak najlepsze warunki dla sportowców, musimy pamiętać przede wszystkim o trenerach, dbając o ich wiedzę, doszkalanie. To oni często przez dziesięciolecia kształtują kolejne pokolenia zawodników. Podczas poprzedniej kadencji udało się zapoczątkować regularne zgrupowania ze szkoleniowcami. Powróciliśmy do tematów kurso-konferencji trenerskich. Nasze środowisko tego niezwykle potrzebuje, a my potrzebujemy świeżej krwi. Bez tego wielu zawodników będzie uczyć się zagranicą, reprezentując inne barwy, albo rezygnować z łyżwiarstwa na poziomie juniora młodszego. Przypominam, że taki zawodnik ma za sobą już wtedy 6-8 lat treningów, finansowanych głównie przez rodziców. Dopiero, kiedy staje się juniorem, my jako związek jesteśmy w stanie przeznaczać na niego środki ministerialne. Wiele osób do tego etapu po prostu nie dociera. Dlatego tak ważna jest dla mnie preselekcja, rozmowy z rodzicami, trenerami i samymi zawodnikami, a także budowanie dla nich ścieżki kariery oraz projektowanie tego, co będzie po niej. Chciałabym też, żeby trenerzy mówili o swoim zawodzie z dumą.

    Nie jest tajemnicą, że Jacek Tascher - były prezes - to twój ojciec. Poniekąd to symboliczne przekazanie pałeczki, ale osobiście może być też spotęgowaną motywacją do udowodnienia środowisku, że nie wzięłaś się tu przez przypadek. To także potencjalna pożywka dla środowisk tobie nieprzychylnych.

    MT: Nie jest to dla mnie łatwy temat. Ludzie to jedno, ale od dziecka przede wszystkim musiałam wiele udowodnić sama sobie. Teraz w PZŁF, wcześniej w pracy komentatora. Dziś już wiem, że jestem tu gdzie jestem, nie dzięki tacie, ale z uwagi na zdobyte kompetencje i pracę, jaką wykonałam przez całe życie. Wychodząc za mąż, nie zmieniłam swojego nazwiska i jestem z niego bardzo dumna. To jednak potęguje pojawianie się komentarzy o rodzinnym przekazywaniu władzy w organizacji. Muszę więc stanąć i głośno powiedzieć, że nie - nie jest to rodzinny spadek. Wybrało mnie walne zgromadzenie delegatów. Choć byłam jedynym kandydatem, dostałam komplet głosów. Nikt nie oddał pustej karty, a wiele obozów - nawet tych początkowo mniej nieprzychylnych - wsparło mnie i obdarzyło mandatem zaufania. Dało mi to jeszcze większą motywację do działania.

    Ubiegły sezon dla polskiego łyżwiarstwa figurowego był dobry. Kwalifikacje olimpijskie, medale na arenie narodowej, pobijanie rekordów sprzed wielu lat, rozwój młodzieży. Jakie są twoje cele czy marzenia w kontekście osiągnięć na najwyższym poziomie sportowym? 

    MT: Nie będę ukrywać, że marzę o zdobywaniu medali podczas najważniejszych imprez z cyklu Grand Prix, Mistrzostw Europy czy Mistrzostw Świata. Mam jednak świadomość, jak trudna i wyboista jest droga po tak wysokie wyniki. W pewnym momencie reszta świata nam trochę uciekła, a wykształcenie sportowca w dyscyplinie tak technicznej jest ogromnym wyzwaniem. Wierzę jednak w to, że jesteśmy na dobrej drodze i dzięki kwalifikacjom na najważniejsze zawody możemy walczyć o coraz wyższe miejsca. Drugim celem jest organizacja dużych imprez w Polsce. Złożyliśmy aplikację na organizację Mistrzostw Europy w Gdańsku w 2028 roku. Czekamy na rozstrzygnięcia Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej. Moglibyśmy aplikować również o organizację Mistrzostw Świata, ale musimy otwarcie powiedzieć sobie, że aktualnie nie mamy w Polsce obiektu, który pozwoliłby nam na sprawne przeprowadzenie imprezy tej rangi. 

    Jaką rolę w rozwoju związku odgrywają aktualni partnerzy i jak zamierzacie pozyskać nowych sponsorów?

    MT: Z przymrużeniem oka powiem, że sponsorzy i partnerzy pozwalają na realizację tych zadań, które nie mieszczą się w katalogu umów dotacyjnych. Ale przede wszystkim, stojący za nami silny sponsor, to wzmocnienie naszej pozycji jako organizacji, pokazanie innym podmiotom, że warto się angażować we wsparcie sportu i sportowców. A dlaczego warto? Sport, zarówno na poziomie wyczynowym, jak i amatorskim, daje dzieciom i młodzieży alternatywę, wyznacza drogę i nie pozwala się zgubić w życiu codziennym. Pokazuje, jak wiele problemów można za jego pomocą rozwiązać. Ruch jest najlepszym lekarstwem. 

    Wsparcie PGE, sponsora głównego polskiego łyżwiarstwa, pozwoliło nam na wyjście z dyscypliną szeroko do ludzi. Na zaangażowanie przedszkolaków w sport. Często zapominamy o tym, że ten wiek jest najważniejszy dla naszego całościowego rozwoju. PGE aktywnie włączało się też zawody łyżwiarskie - również te, które gorzej “sprzedają się” w mediach, czyli sport dzieci i młodzieży. Zrealizowaliśmy wspaniałą akcję Muzea x Sport, w którą włączyli się nasi topowi zawodnicy. Myślimy o kolejnych programach, być może również takich aktywizujących inne grupy wiekowe i społeczne. Naszym głównym celem są wyniki w łyżwiarstwie wyczynowym, ale im będzie o nas głośniej i im więcej społeczeństwo dowie się o zdrowym, sportowym trybie życia, tym większe szanse na to, że do klubów będą przychodziły nowe dzieci. Bo ich rodzice, będą świadomi, że ruch, konsekwencja, zdrowe nawyki - to szansa na lepsze życie. To system naczyń połączonych. Biznes w Polsce coraz mocniej stawia na CSR, na społeczną odpowiedzialność. Możemy takie działania podejmować wspólnie. 

    Z czym chciałabyś, aby za kilka lat dzięki twojej pracy kojarzył się Polski Związek Łyżwiarstwa Figurowego?

    MT: Z nowoczesnością, świadomością, radością i zdrowiem psychicznym. Bądźmy przykładem dla innych związków, jak zbudować sprawnie działającą organizację sportową. Niech PZŁF stanie się wzorem do naśladowania, a nie pretekstem do strojenia sobie żartów pokroju afery rajstopowej. Pokażmy młodym ludziom - na przekór komunikatom medialnym - że z działań na rzecz rozwoju sportu można być dumnym. Chcę być prezesem, który nie musi chować się za słupem, wstydzić się swojej pracy i udawać, że zajmuje się czymś zupełnie innym, tylko z dumą mówić o tym, że pomagam rzeszy młodych ludzi realizować sportowe marzenia.

    Fot. Michał Jędrzejewski

    Podziel się na: