Mirosława uprawiała dwie konkurencje łyżwiarskie: pary sportowe w parze z Mirosławem Szmuchertem oraz jazdę solową. Wieloletnia kadrowiczka, dwukrotna Mistrzyni Polski, uczestniczka ME w Garmisch-Partenkirchen oraz w Leningradzie, trenerka m.in. takich zawodników jak Anna Rechnio, Robert Grzegorczyk, Maciej Cieplucha czy Rita Chałubińska, od 1989 roku regularnie stojąca za bandą podczas imprez Mistrzowskich ISU. Annę Rechnio doprowadziła do piątego i szóstego miejsca MŚ, a Roberta Grzegorczyka do 11 pozycji na ME. Absolwentka warszawskiej AWF, pracę trenerską rozpoczęła pod okiem Lucyny Rylskiej w 1977 roku w warszawskim Marymoncie, w latach 1980-1987 pracowała w gdańskim Stoczniowcu, najpierw sama, potem z mężem Włodzimierzem Brajczewskim. W 1988 roku para przeniosła się razem do Łodzi, gdzie pracowała aż do kwietnia 2020 roku wychowując kolejne pokolenia zawodników i Mistrzów Polski. Poza pracą klubową, Mirosława przez kilkanaście lat współpracowała z Polskim Związkiem Łyżwiarstwa Figurowego jako przewodnicząca Rady Trenerów, trener kadry oraz członek Zarządu.
Jak się to wszystko zaczęło?
“Urodziłam się i wychowałam w Łodzi, w domu rodziców, którzy nie chcieli aby ich dzieci biegały z kluczami na szyi po podwórku. Moja starsza siostra ukończyła średnią szkołę muzyczną, a ja, wykazująca dużą sprawność fizyczną, trafiłam do sportu. Opieka nad nami wymagała od rodziców dużego poświęcenia. Byli to wspaniali ludzie: tata, były aktywny członek AK, w 2001 otrzymał tytuł Weterana Walk o Wolność i Niepodległość, mama, cudowna ciepła kobieta, zrezygnowała z pracy zawodowej, aby ogarnąć organizacyjnie potrzeby obu córek” - opowiada Mirosława.
Na lodowisko zaprowadziła ją mama. 5-letnia dziewczynka nie wiedziała, czy na pewno chce uprawiać tę dyscyplinę sportu, niewątpliwie determinacja rodziców nie była tu bez znaczenia, chociaż o młodziutkiej zawodniczce mówiono, że jest pracowita, uzdolniona i zdyscyplinowana.
“Spotkałam na swojej drodze dwie wspaniałe osoby, trenerki: Panią Ewę van der Coghen i Annę Bursche- Lindner. Nauczyły mnie nie tylko łyżwiarstwa, ale również odpowiedzialności, uczciwości, systematyczności czy walki fair play.”
Jakie ma wspomnienia z okresu własnych treningów?
“Dzień rozpoczynał się pobudką o 5.00 rano. Pierwszy trening już o 6.00, potem szkoła i bezpośrednio po szkole dalsze treningi – balet, zajęcia ogólnorozwojowe i drugi trening na lodzie. Powrót do domu około 19.00. W latach kiedy ja uprawiałam łyżwiarstwo konkurencja solistów składała się z dwóch części – jazdy obowiązkowej i programu dowolnego. Należałam do małej grupy zawodników, którzy lubili trenować jazdę obowiązkową i robiłam to dobrze. Do dzisiaj nie wiem dlaczego, bo jestem emocjonalną i dynamiczną osobą, ale tak było. Pamiętam do dzisiaj to ranne wstawanie, dojazd tramwajem przez całą Łódź do hali sportowej. Godzenie nauki ze sportem też nie było łatwe. Dużo wyjazdów, zgrupowania, nawet podczas roku szkolnego. Nie wszyscy nauczyciele to tolerowali, ale byli i tacy którzy pomagali. Mogłam też liczyć na pomoc koleżanek i kolegów. Pamiętam jak podczas zgrupowania w Warszawie przed ME, na adres związku przychodziły kartki dla mnie z informacjami o przerabianym materiale i uwagami do nauki. Zdziwienie pracowników Związku było dość duże. Lata startów, to okres dużej pracy, dyscypliny, wyrzeczeń, ale też okres dużych przeżyć. Wyjazdy zagraniczne były w tych latach czymś rzadkim , a dla mnie niemal nieosiągalnym. Dzięki nim, oprócz przeżyć sportowych, poznawałam świat, ludzi, zdobywałam wiele wiedzy” - opowiada Mirosława.
Karierę zawodniczą zakończyła na pierwszym roku studiów. Tu poznała swojego przyszłego męża, Włodzimierza Brajczewskiego. Połączyły ich pasje - żeglarstwo, narciarstwo, miłość do gór i wypadów na Mazury. Od tego czasu zaczęła się ich wspólna droga - ta życiowa i ta trenerska. Bo choć Włodzimierz nie trenował łyżwiarstwa, to jego absolutnym konikiem była zawsze biomechanika. Godzinami studiował ją i analizował. Szybko zainteresował się też łyżwiarstwem, odkrywając, jak wiele jest do zrobienia i tej pasji nie porzucił do końca kariery trenerskiej. W przeciwieństwie do Mirosławy, nie „bał się” par sportowych. Prowadzeni przez niego Magdalena Sroczyńska i Sławomir Borowiecki otarli się o medal Mistrzostw Świata Juniorów, zajmując czwarte miejsce!
Pracując razem w Gdańsku nabierali doświadczenia, wychowywali pierwszych zawodników, zdobywali pierwsze medale i tytuły. Razem z innymi trenerami i rodzicami stworzyli Dziecięcą Rewię na lodzie, która występowała ponad 50 razy! Mirosława wspomina ten okres tak:
“To było wielkie przedsięwzięcie, które bardzo zintegrowało środowisko, zaangażowało do współpracy wielu rodziców. Zarówno my, jak i zawodnicy zdobyliśmy duże doświadczenia. Również w okresie mojej pracy w Gdańsku zostałam wybrana na przewodniczącą Rady Trenerów PZŁF. Było to dla mnie olbrzymie wyróżnienie, bo wybory były tajne, a głosowali między innymi, bardzo doświadczeni trenerzy. Funkcję tę pełniłam przez kilkanaście lat i powiem, że nie było lekko…Po 8 latach pracy w Gdańsku, gdzie urodziła się nasza córka Zuzia, gdzie mieliśmy zawodników i przyjaciół, zaproponowano nam pracę w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Łodzi. Ciężko było podjąć tę decyzję - tu był nasz dom, kochaliśmy to miejsce. Pogoniliśmy jednak za szansą na lepsze wyniki sportowe, zadecydował duch walki i chęć osiągnięcia sukcesu. Razem było nam łatwiej, bo uzupełnialiśmy się w pracy. I trudniej, bo łyżwiarstwo było z nami w pracy…i w domu. Wspólne treningi, wspólne zgrupowania, wyjazdy na zawody, decyzje szkoleniowe i organizacyjne. Nie zawsze się zgadzaliśmy. Był to jednak okres naszych największych sukcesów.”
Razem z trenerami do Łodzi pojechał ich zawodnik Robert Grzegorczyk, z którym w latach 1988-2001 co roku startowali na imprezie mistrzowskiej. Zawodnik pod ich okiem zdobył aż 8 tytułów Mistrza Kraju.
Wspomnienia z bycia z zawodnikami na najważniejszych imprezach są nadal żywe, ale w pamięci zapisały się również historie występów z młodszymi podopiecznymi:
“Bardzo przeżywaliśmy z mężem starty najmłodszych zawodników, ich stres przed zawodami, walkę ze strachem przed wyjściem na tę wielką taflę, lęk aby nie zapomnieć programu. Akceptacja występu przez babcię czy dziadka, była często ważniejsza od naszych uwag trenerskich. Starty na zawodach międzynarodowych były inne, a na mistrzowskich( ME, MŚ, IO) jeszcze inne. Tego nie dało się porównać, ale pamiętamy je równie dobrze. Pamiętam jak 8-letni Robert potrafił wrócić do bandy z środka tafli, już po zapowiedzi, bo nie uczesałam dobrze jego włosów, 9-letnia Patrycja przed startem pytała czy jej usta są dobrze pomalowane, a Celinka zjeżdżała z lodu prosto na ręce pana Włodka i to było najważniejsze w tym występie. Kiedy mały Kornel i Miłosz wzięli na zawody tylko jedne spodnie, to moim głównym zadaniem było zdążyć je przełożyć z jednego na drugiego!
Sławek z kolei wymyślił sobie że tylko potrójny Salchow wykonany w programie da mu zwycięstwo i skakał tylko Salchowy… Kiedy Robert zmieniał programy w trakcie ich wykonywania, my za bandą słabliśmy coraz bardziej. Budzenie rano na trening Kornela i Miłosza też dało nam się we znaki, szczególnie gdy na treningu byliśmy tylko my, a oni nadal smacznie spali. Ania wymagała ode mnie tak dużego zaangażowania, że wychodziłam z hali nie mniej zmęczona od niej, a z kolei Maciek zawsze patrzył wielkimi oczami i wykonywał polecenia bez jakiegokolwiek komentarza. Tu muszę zaznaczyć, że mieliśmy z mężem wielkie szczęście do pracy z bardzo pracowitymi i zaangażowanymi zawodnikami. Ich zapał i konsekwencja w pracy, pozwoliły nam dzielnie rywalizować na arenie międzynarodowej z zawodnikami, którzy trenowali w dużo lepszych warunkach.”
Przy sukcesach Ani Rechnio Mirosława przypomina, że była ona wychowanką trener Anny Hunkiewicz, a później współpracowała z Panią Barbarą Kossowską. “Jednak to ja miałam przyjemność zdobywać z nią najlepsze w historii polskiego łyżwiarstwa kobiet wyniki na Mistrzostwach Świata. Mam nadzieję, że do nich się przyczyniłam.”
Karierę trenerską Państwo Brajczewscy zakończyli na początku pandemii w 2020 roku. “Zdaliśmy sobie sprawę, że w warunkach jakie mogliśmy wywalczyć dla naszych zawodników w Łodzi, nie wychowamy zawodników, którzy będą mogli porównywać się z innymi w rywalizacji międzynarodowej. Nie mogliśmy ich oszukiwać i obiecywać sukcesów. Trzeba było znaleźć dla nich miejsce, gdzie będą mogli się rozwijać. To była trudna decyzja szczególnie dla mnie, ponieważ ja zawsze miałam matczyny stosunek do zawodników”
Na zasłużonej emeryturze z upodobaniem żeglują, spędzają czas w ogrodzie na Mazurach, robią soki i nalewki, zbierają i marynują grzyby. Nareszcie mają czas dla siebie, a nie obok siebie, co bardzo doceniają. Radości ich życiu dodaje też ukochany wnuk Franek.
Czego życzą łyżwiarstwu figurowemu w Polsce? “Z okazji tak pięknego jubileuszu Polskiego Związku Łyżwiarstwa Figurowego, chcielibyśmy z Włodkiem, życzyć wszystkim zawodnikom, trenerom, sędziom i działaczom zadowolenia z wykonywanej pracy, sukcesów tych zawodowych jak i prywatnych. Łyżwiarstwo figurowe to jedna z najpiękniejszych dyscyplin sportowych i myślę, że jakakolwiek praca na rzecz rozwoju tej dyscypliny jest konieczna i powinna dawać wiele satysfakcji. Jestem bardzo szczęśliwa, że moje życie przez ponad 60 lat było związane z tą dyscypliną.
Życzymy Związkowi wielu sukcesów zarówno sportowych jak i organizacyjnych. Mamy nadzieję być nadal w tej łyżwiarskiej rodzinie”.