Po zakończeniu kariery sportowej w 2002 roku został sędzią w konkurencji par tanecznych - najpierw krajowym, a potem ISU.
Z okazji obchodów 100-lecia PZŁF, zadaliśmy mu kilka pytań odnośnie jego kariery i związanych z nią historii.
“Co czułem zdobywając medal MŚJ? Może to dziwne, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Chyba ulga z sukcesu na koniec sezonu. Ten sport wymaga naprawdę ciężkiej systematycznej i długiej pracy, a dobry wynik potwierdza że ma ona sens. Niestety, wielu zawodnikom nie udaje się dotrzeć do tego momentu.
Przejście z kategorii juniorów do seniorów jest jak przejście z Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich do walki o Kryształową Kulę, albo jak walka o Telekamerę w porównaniu do walki o Oskara. Człowiek gwiazdorzy na prowincji, a później się zastanawia, czemu w Hollywood nikt mu odcisków dłoni nie zdejmuje. Jednym słowem trudne.”
Najpiękniejsze wspomnienie Marcina związane z łyżwiarstwem to moment, w którym po raz pierwszy usłyszał grający dla niego Mazurek Dąbrowskiego. Mimo że były to zawody niskiej rangi, uczucie bycia w centrum uwagi było bezcenne.
“Po zawieszeniu łyżew na kołku zostałem sędzią, więc na własne oczy widziałem jak nowy system sędziowania zmieniał naszą konkurencję. Najpierw mocno zaczęto utrudniać i dopracowywać nowe elementy jak twizzle i piruety. Później, gdy zawodnicy je opanowali, przyszedł czas na ich utrudnianie i lepsze wkomponowywanie w program. Myślę, że programy w konkurencji tańców na lodzie w dzisiejszej formie są dużo ciekawsze i efektywniejsze niż kiedyś, a piruetów (tu pewnie się niektórym narażę) mogą się od nas uczyć zawodnicy par sportowych, od których my uczyliśmy się ich na początku.”
“ Czego życzę PZŁF na następne 100 lat? Może to górnolotnie zabrzmi, ale życzę nam, bo czuję się częścią tego Związku, byśmy tworzyli wspólnotę. Żeby każdy, czy to najmłodszy zawodnik, czy emerytowany trener, członek, pracownik, czuł się jej częścią. Żebyśmy jak do tej pory rywalizując na zawodach siadali po nich przy wspólnym stole z uśmiechem na ustach.”